w koncu nadszedl czas na wlasna mala tokareczke, zastosowanie czysto amatorko-garazowe...
rocznie mam troche pierdow roznych do zrobienia / poprawinie / naprawienia gdzie bylem zmuszony czekac po 2-3 tygodnie na tokarza... co jestem w stanie calkowicie zrozumiec, jednostkowe dziwne pierdoly zajmuja najwiecej czasu i zdrowia, lepsza jest seryjna produkcja...
zdaje sobie sprawe ze i tak niektorych rzeczy na niej nie zrobie, ale jesli ogranicze jezdzenia do tokarza o 80-90 % to i tak bede zadowolony... mnostwo sie czasu na to traci...
tak wiec do rzeczy...
wybor z roznych powodow padl na bernardo hobby 500, do pwlni szczescia brakowalo szczek 125, ale to sie najwyzej kiedys dokupi...
kupione tu :
hafen
ktos zaraz powie ze maktek tanszy... oczywiscie, ale zalezalo mi na wiekszym przeswicie ( mam o 20 mm wiecej niz w makteku) i liczylem po cichu na llepsze wykonanie - ale o tym wstepnie pozneij...
wczoraj przyjechala



bibeloty ktore dorzucili skosnoocy:

tymczasone docelowe stanowisko walki


i najbardziej oczekiwany moment - zagladamy pod spodnice :

i tu najwielsze rozczarowanie... o ile wszedobylskiego chinskiego czerwonego smaru sie spodziewalem, o tyle tego odlewniczego piasku we wrzecienniku juz nie... mialem nadzieje ze jednak kupujac lekko drozsza wersje bedize lepiej, ale no coz oby to byl ostatni i jedyny mankament jaki odkrylem...
i woczraj czas mi sie skonczyl, poza tym mialem juz lekko dosc, te 130 kg dalo o sobie znac... a pomocnika nie znalazlem pod sklepem...
dzis zaczna od zlania oleju i przedmuchania sprezarka budy, postaram sie tez ja zalac nowym olejem przekladniowym...
i zaczne rozkrecac pomalu...
postaram sie robic mala fotorelacje, moze sie kiedys komus przyda, liczac rowniez na wasza pomoc w razie zaciachu...